środa, 1 października 2008

USA- California & Indiana

Luty w Londynie byl zimny i ponury a ja mialam chandre i od tygodnia nie wychodzilam poza swoj pokoj!Pewnego dnia wstalam ogarnieta furia, weszlam w internet i znowu sie stalo...zabukowalam bilet do USA;) W koncu podroze i ucieczki gdzies daleko zawsze pomagaly. Wize juz posiadalam wiec nie bylo najmniejszego problemu pozostalo tylko powiadomic cala rodzinke w USA o moim fantastycznym planie!

Zabukowalam bilet do Los Angeles na 1 kwietnia- i to nie zadne prima aprilis.

California-brzmialo cudownie szczegolnie kiedy w Londynie doskwierala zimna i deszczowa pogoda. Poprosilam mame zeby zapytala ciotke czy nie ma nic przeciwko zebym wpadla do niej na jakies 3 tygodnie- zgodzila sie od razu-i tu wielki buziak dla mojej ukochanej cioci Bo!

Nigdy nie pociagaly mnie stany, wrecz przeciwnie- bylam z tych , ktorzy zdecydowanie mieli ciekawsze miejsca do zobaczenia. Wyobrazalam sobie stany jako kraj ,w ktorym rzadzi hamburger i muzyka country;)

Polecialam-co wazniejsze dolecialam i przekonalam sie, ze California nie jest spedem tlustych swinek wcinajacych hamburgery od rana do nocy raczej zupelnie odwrotnie, ludzie maja lekka obsesje na punkcie silowni, fitnesu i wlasnego wygladu. Raczej prowadza prosportowy tryb zycia- cwicza, biegaja,jezdza na rolkach ,rowerach , no i przede wszystkim surfuja maniakalnie;)

Tym wieksze bylo moje szczescie kiedy dowiedzialam sie , ze ciocia Bo mieszka w miescie surferow- Huntington Beach! Tam czekaly mnie obrazki rodem z Baywatch! Zolte duze fury patrolujace plaze, wysokie palmy, wysokie ladne blondynki;) plaza i ocean- wtedy w mojej glowie powstal plan zeby zostac tylko co tu wymyslec zeby moc siedziec zupelnie legalnie-hmm-niewiele wymyslilam;)

Godzinami przesiadywalam na plazy- chociaz tak za cieplo jeszcze nie bylo-i wpatrywalam sie w Pacific Ocean!Przyzwyczajona do angielskiego balaganu,ruder zamiast domow , waskich uliczek, korkow na ulicach i pedzacych ludzi upajalam sie widokiem ladnych kolorowych domkow,dopieszczonych ogrodkow, duzych typowo amerykanskich fur, szerokich wielopasmowych drog i usmiechnietych ludzi- no more miserable people and no more rain!:)

Zeby bylo jeszcze weselej i zeby miec kompanow do imprezy, odnalazlam na naszej-klasie mojego kumpla z podstawowki,ktorego ostatni raz widzialam jak mialam 10 lat, ktory mieszka jedno miasteczko obok Huntington Beach- w Costa Mesa. Wiecie jaka to przyjemnosc spotkac na innym koncu swiata kogos z kim ma sie co powspominac po 18stu latach i do tego dogadywac sie z nim jakby tych parunastu lat nie bylo!Do tego raczej odleglosci w stanach sa dalekie a tu taka niespodzianka zaledwie 10 minut samochodem! Kolejna niespodzianka bylo kiedy kolejnego dnia zadzwonil do mnie Patryk oznajmiajac , ze mieszka tu jeszcze jeden nasz wspolny kumpel- Marek- radosc po raz drugi bo o tym , ze Maro tam mieszka nie wiedzialam! No i tak byl juz trzon teamu imprezujacego do tego doszlo paru ich znajomych wiec bylo z kim zawsze pogadac czyt. poimprezowac;) Ciotka sie smiala ze jestem w USA zaledwie 3 dni a mam ekipe jakbym tam mieszkala od zawsze. Pozdrawiam Was Patryk, Maro, Mateo, Magda,Rebecca, Becky i cala ekipe z Czech- dzieki za milo spedzony czas -tesknie cholernie!Tak wiec czas w Huntington Beach uplywal mi milo -w dzien lazilam na plaze lub zwyczajnie leniuchowalam w ogrodzie, popoludniu okolice pokazywala mi ciocia Bo i wujek Al, a wieczorem balowalismy w Costa Mesa z Patrykiem i reszta.

Kiedy reszta rodzinki mieszkajaca w Indianie( jedyne 4 godz lotu) dowiedziala sie o moim pobycie w USA zorganizowali mi przelot do Indiany na weekend. Sprawy organizacyjne wziela w swoje rece Diana-moja najbardziej na swiecie rozrywkowa kuzynka i kuzyn Mateusz! W domu cioci i wujka pobylismy jakas godzinke, wpakowalismy sie do auta i pojechali- plan mojej kuzynki byl niecny-zadbala o to bym mogla poznac smak zycia amerykanskiego studenta- pojechalismy do ich akademika a tam zaczelo sie niewinnie od typowo studenckiej gry-beer-pong! Cos a la ping-pong tylko kto trafi pileczke do kubka pije i tak do oporu wiec chyba nie musze zdawac relacji z pelnego przebiegu tej imprezy, jej finiszu i cudownego poranka z niemalym bolem glowy- a ponoc sport to zdrowie-najwidoczniej nie wyczynowy;)

Nastepnego dnia czujac sie wysmienicie po sniadaniu,ktore stawalo nam w gardle wybralismy sie na...zakupy-jest to najgorszy z mozliwych pomyslow na "po imprezie"!

Potem w auto, znowu szybki pobyt w domu -obiadek i znowu w auto i do miasta oddalonego ze 2 godz drogi na cos co mozna nazwac piastonaliami w Bloomington!Tu zasada byla ta sama co poprzedniej nocy tylko miejsce inne i zamiast akademika-co mogloby sugerowac slowo piastonalia- raczej bijace sie o 6 gwiazdke apartamenty i dobrze sytuowane amerykanskie studenciaki:) Nastepnego dnia powtorka z rozrywki ,pozegnanie-obiadek rodzinny w Meksykanskiej ,spac i nad ranem wylot z powrotem do LA.

Kolejny dzien spokojny raczej tzw czas na dojscie do siebie a kolejnego dnia wylot do Monterey!

Zwyczajnie moja kolejna kuzynka-corka cioci Bo - tez nie dala za wygrana dowiedziawszy sie o moim przyjezdzie i zafundowali mi kolejna wycieczke !Z Marcelle i Davidem nie widzielismy sie ladnych pare lat wiec przywitaniom nie bylo konca.

Monterey-to miasteczko,ktore i ktorego okolice wywarly na mnie ogromne wrazenie-bylo to cos zupelnie innego niz Huntington Beach a jedynie 2 godz lotu na polnoc. W Monterey wszystko bylo dopracowane w najmniejszym szczegole-domki malutkie, waskie uliczki , male butiki z pamiatkami i waska droga wzdluz wybrzeza, rozciagajace sie klify, blekitna woda,bogata roslinnosc a na niektorych skalach wylegujace sie foki, w ciagu roku 2 razy przeplywaja tedy stada wielorybow kiedy wedruja. My tez wedrowalismy-od cafejki do restauracji- wszystkie mialy swoj niepowtarzalny klimat -moja ulubiona z widokiem na zatoke z paleniskami na powietrzu!

Kolejnego dnia czekala na mnie kolejna mila niespodzianka- wycieczka do San Fransisco- ok przyznaje sie-to jest miasto ,ktoremu uleglam. Nigdy nie bylam w Nowym Yorku zeby moc je porownac ale w porownaniu do Los Angeles,ktore dla mnie jest malo atrakcyjne i ja nie polecam szczegolnie miejsc kiczowatych-ktore niestety zobaczyc trzeba jak Hollywood, San Francisco ma klimat ma urok jest troche takim miastem,ktore mozna porownac z Londynska dzielnica Camden Town-duzo tu swirow i artystow. Samo to jak zbudowane jest San Fransisco -mnostwo stromych ulic po ktorych jezdzi slynna kolejka- jest inne od reszty i ja przyznam znalazlabym w nim miejsce dla siebie-ale poniewaz miejsc , ktore mnie urzekaja jest niemalo to tak jezdze i nigdzie nie zabawiam na dluzej!;)

Marcelle i David byli wymarzonymi przewodnikami poniewaz pare lat temu brali slub w San Fransisco!(No powiem ja tez bym tam mogla). Wieczorem odbylismy tour de bar -to taka popularna forma spedzania czasu od zmierzchu do switu;)

Rano przeszlismy sie jeszcze raz uliczkami SF i ruszylismy w droge powrotna -ale przeciez nie moglismy nie zobaczyc slynnego Golden Gate i Alcatraz-to ostatnie wyobrazalam sobie jakos zupelnie inaczej.Wieczorem dotarlismy do Monterey ogarnelismy sie i kontynuowalismy zwiedzanie okolic i knajpek.Na drugi dzien znowu lot-powrot do Long Beach tym razem! Wieczor zszedl mi na pozegnaniach z Ciocia,Wujekiem i znajomymi a kolejnego dnia odbywalam 6 juz lot-docelowy do Londynu-pelna nowych wrazen i wspomnien, za ktore wszystkim bardzo dziekuje!Stany zdobyte-i naprawde warto je zobaczyc!

Ps:Juz nie moge sie doczekac kolejnego spotkania -8.03.2009!Tym razem bedziemy dwie- A TAKICH TRZECH JAK MY DWIE NIE MA ANI JEDNEJ!!!;)))

Brak komentarzy: