poniedziałek, 27 października 2008

Hong Kong pelen niespodzianek;)

Hej,meldujemy,ze podroz rozpoczeta.Po dlugich pozegnaniach nadszedl czas wylotu. Pozdrawiamy wszystkich tych,ktorzy tak dzielnie nas zegnali;)I obsluge Don Vito za ich niebywala cierpliwosc;))
Pierwszy przystanek Londyn. Tu przyjaciele nie zawiedli. Pierwsze buziaki naleza sie Ewci I Koszmarowi ,ktorzy odebrali nas z lotniska- z takimi bagazami ciezko by bylo sie dostac do Londynu;) Olcia nie omieszkala przekroczyc o jedyne 10 kg dozwolonego limitu ale jakos umknelo to uwadze celnikow;) Potem u Gosi I Romka zostawilysmy manele, by bez zbednego balastu, jak to juz lezy w naszej naturze uczcic swoj przylot imprezka!:)Buziaki dla Ewci I Saszki za zorganizowanie house-party! Ekipa stanela na wysokosci zadania –przewinelo sie mnostwo fajnych ludzikow I bylo bardzo wesolo;) Kolejny dzien przebiegl pod tytulem lezakowanie-tzw forma wypoczynku po gigu Londynskim! Powrot do Gosi I Romka, wspolny drineczek I zmoglo nas!Kolejnego dnia czas byl najwyzszy wyruszac dalej! Tu jeszcze pozdrowionka dla Denisa,ktory asekuracyjnie zadzwonil o takiej porze by przypadkiem nie moc sie spotkac!:)))
Ruszylysmy na Heathrow a razem z nami wszystkie gadzety dane nam przez znajomych na szczescie-tak wiec np czorty I kangur glob-troter beda nam stale towarzyszyc!!!- I moje fatalne przeczucia co do lotu do Hong-Kongu. Dzieki ostatnim przygodom na tej trasie towazyszyl mi strach I czarne wizje!Zdazylam nawet przejrzec w internecie statystyki katastrof lotniczych jakby to mialo mnie uspokoic;)
Virgin Atlantic.Airbus na ok 500 osob. Lot 11,5 godziny. Spokojnie,bez turbulencji, z mila obsluga I dobra szamka.Lot tak spokojny ,ze prawie caly przespalysmy-Olka chora, przeziebiona, z temperatura-a nie wiem czy wiecie ale na lotnisku w Hong-Kongu maja kamery termowizyjne I na monitorach im sie wyswietla osoba ,ktora probuje sie wedrzec na ich terytorium z temperatura-… udalo sie:)
Juz Hong-Kong! Tutaj juz wieczor,temperatura calkiem znosna, bagaze nie zginely wiec lecimy szukac hostelu. Ku naszemu zaskoczeniu wyladowalysmy na innej wyspie niz znajduje sie nasz future hostel:) Oooo!Jak to sie stalo?hmm…
Siadamy na moment by ochlonac. Teraz trzeba znalezc wlasciwy autobus na Kowloon.
Podroz autobusem trwa jakies 45 min,mimo iz panuje ciemnosc-ciezko to tak okreslic z uwagi na neony I kolorowe reklamy elektroniczne-panorama zapiera dech…
Wysiadamy w samym centrum Kowloon- super-bedzie wszedzie blisko no I poczujemy ten klimat! Chwilke szukamy hostelu az w koncu ktos wskazuje nam droge!Hmm to chyba pomylka –przeciez to jakis wiezowiec- kaza nam wjechac na 13ste pietro-wjezdzamy-I okazuje sie ,ze to tu! No coz jakos inaczej to sobie wyobrazalysmy! Widniejemy na liscie,placimy ,dostajemy klucz- idziemy jakims korytarzem –klatka schodowa-cos w stylu blokow na rondzie w Opolu- docieramy pod drzwi pokoju-Pani spogladajac na nasze bagaze informuje nas ,ze pokoj jest troszke maly…
…O jasna cholera-co to jest???To jest spizarnia? Cela? Olka patrzy na mnie I mowi ,ze nie jest zle- a to moze byc gorzej???
Pokoj ma 2,5 na 3m,2 lozka,ponadczasowa klima, archiwalny okaz lodowki I telewizor-Konka;) Metalowe dzwiczki do czegos co posluzy nam za lazienke a moze raczej bardaszke;))! Po 15 minutach juz turlamy sie ze smiechu-przeciez nikt nam nie uwierzy, ze dalysmy rade;) Wiec siedzimy jak te ksiezniczki w naszym hiper palacyku zastanawiajac sie ilu z naszych znajomych ucieklo by stad w ciagu pierwszych 3 minut! Ciezko to opisac! Zeby przejsc do lozek kladziemy torby na lozkach ale zeby sie polozyc zastawiamy drzwi !Nie no to sa jakies jaja!:)))
Trzeba stad jak najszybciej wyruszyc na miasto dreczy nas tylko pytanie czy po powrocie beda tu jeszcze nasze bagaze-dobrze,ze tyle waza to byle chinczyk z nimi nie ucieknie;)
Lazimy po Kowloon troszke po omacku bez mapy bez przewodnika I bez bladego pojecia gdzie co sie znajduje,dzieki temu nie wiemy tez gdzie nie powinnysmy sie udawac;) W dodatku po 11stu godzinach lotu nasze mini stopki sa teraz w rozmiarze xxl!
Najpierw podziwiamy typowe tutejsze uliczki,miliony neonow I mrugajacych napisow,miliony knajpek. Postanawiamy wymienic kase I udac sie na zasluzony posilek. Decydujemy sie na bar Sushi-Masa- jedzenie pycha! Nie myslcie jednak ,ze w Hong Kongu zjecie za dolara –ceny sa przystepne ale zblizone do naszych a jedzenie ze straganow ulicznych to byloby zbyt duze ryzyko!
Chodzac po ulicach stwierdzamy,ze w pelni rozumiemy facetow ,ktorzy nazywaja to miejsce rajem- Chinki sa przepiekne do tego maja niebywale wyczucie gustu-sa ubrane ciekawie I przyciagaja uwage-nawet nasza.
Idziemy dalej,lazimy zagladajac w kazdy zakamarek-pieknie tu I tak egzotycznie ale przy tym bardzo nowoczesnie.Kolo 23ciej robimy przerwe na kawke I lazimy dalej I juz mamy zawracac kiedy wpada nam w rece mapka Kowloonu – o nie!- bedac tu tylko 2 dni nie mozna zmarnowac ani sekundy! Udajemy sie do portu I na promenade –widok na druga wyspe nas powala-panorama jest nie do opisania! Po jakis 40 min idziemy promenada kierujac sie w strone hostelu, co zabiera nam jakies kolejne 40 min-mamy juz mniej wiecej rozeznanie w terenie wiec robimy plan na jutro!
Wracamy do hostelu- I tu normalnie nie byloby o czy pisac ale dla nas to niezly cios. Mimo tego iz budynek to kompletne slumsy na dole musimy sie zameldowac straznikom,potem okazuje sie ,ze winda dziala tylko do 22giej…nie do wiary po 11,5 godzinach lotu po 3 godzinach lazenia mamy wejsc na 13ste pietro-bagatelka-w koncu w tak mlodym wieku to zaden wyczyn;))
Wspinamy sie waska obskorna klatka schodowa- klatka jak z filmu-nie wiem jakiego ale jakiegos strasznego;) Dobijamy na 13ste niezle zmachane, pedem do pokoju-rzeczy sa,szczurow I karaluchow nie ma –jest git!Odpalamy gg I z niektorymi z Was udaje nam sie wymienic pierwsze wrazenia!Buziaki dla tych ,ktorzy wysluchali nas jako pierwsi;)
Kolejny dzien. Budzi nas zimno-wszystko ta cholerna klima. Totalne z nas szczesciary –zalapujemy sie na ciepla wode!Zbieramy sie bo zrobilo sie pozno-13sta-a my mamy plan do zrealizowania! Udajemy sie promenada w kierunku przystani. Pierwszy przystanek –kawka a potem mialo byc sniadanko…ale tak wciagnelysmy sie w wir zwiedzania , ze bylo o…20stej!Spacer promenada sprawia nam duza radosc bo jest tu podobna do hollywoodzkiej aleja gwiazd tylko ,ze tutejszych, takich jak Bruce Lee! Robimy pare zdjec I udajemy sie na przystan aby przedostac sie na wyspe Hong-Kong!Plyniemy moze jakies 10 min.Wysiadamy! I“Wow-ujemy” bez konca! Sluchajcie my mamy do nich jakies sto lat- ich architektura I rozwiazania techniczne to cos niesamowitego! Mimo ogromu miasta I ilosci ludzi panuje tu kompletny porzadek. Do dnia dzisiejszego o rzeczach nowoczesnych mowilysmy –europejskie –ale od dzisiaj mowimy:Azjatyckie! Zeby Warszawa byla przynajmniej w 1/3 jak Hong-Kong!Najlepsze wyrazenie jakie mi sie nasuwa to popularne: Masakra!:)
Kolory ,swiatla, ksztalty I wszystko to razem a przy tym ani jednego papierka ani jednego kiepa na ulicy- jestesmy pod wrazeniem I pomyslec ,ze planujac lot ja chcialam za wszelka cene ominac Hong Kong!
Maszerujemy az do stacji kolejki, ktora wjezdza na najwyzszy punkt wyspy-Victoria Peak. Wagonik wspina sie po stromym zboczu jakies dobre 20 minut a potem …a potem czlowiek nie wie czy to juz te bramy I zaraz pojawi sie swiatelko w tunelu czy to fatamorgana czy o co tutaj chodzi;)!
Malownicza panorama kaze nam usiasc zeby nie dac sie zwalic z nog!Hen hen patrzac w dol roztacza sie pasmo drapaczy chmur mieniacych sie kolorami, woda blekitna,brzeg przeciwleglej wyspy a to wszystko mieni sie w promieniach slonca- a my siedzac I patrzac rozmarzamy sie na dobre!robimy miliony zdjec z kazdej mozliwej strony,zwiedzamy okolice wzdychajac na zmiane!Jest pieknie! Tu Olka kaze mi obiecac ,ze jeszcze tu wrocimy-a ja –przysiegam ,ze tak!
Nastepnie udajemy sie wagonikiem w droge powrotna I postanawiamy przedostac sie na drugi koniec wyspy-zaczelysmy na pieszo-nie wiedzac na co sie porywamy ale zaczepil nas tubylec I zawrocil-I chwala mu za to bo bysmy szly do jutra;)
Jedziemy autobusem do Abeerden zeby wreszcie zjesc sniadanko w slynnej jumbo restauracji- jest juz 19sta-wiec ciezko to nazwac spoznionym lunchem nawet:)…ale sie rozmyslamy I po spacerku po Aberdeen wracamy do centrum. I znowu maszerujemy bo przeciez nie darowalybysmy sobie gdybysmy nie zobaczyly dzielnicy Soho.
Setny juz raz dzisiaj stoimy z rozdziawionymi buzkami :0 Knajpki knajpeczki kafejki-Chinskie Hiszpanskie jakie dusza zapragnie I mnostwo tu juz Europejczykow!Troszke jak w San Fransisco pnace sie w gore strome ulice I uliczki !A pieszych na te strome uliczki woza ruchome schody-ja zwariuje !Cos niesamowitego!Warto bylo tyle sie nachodzic!Jest juz 20:30 I najwyzszy czas na to cale sniadanko co to zamienilo sie w kolacje-decydujemy sie na Chinska knajpke –mniam! (haha Olka mi przypomina,ze musze tu napomknac o toalecie-jak przekroczylam drzwi tego czegos to tak bardzo jak mi sie chcialo-juz mi sie nie chcialo:)ale Olcia mowila, ze idzie bo napewno tam jest swojsko I doszla do tego momentu co ja :)
Zaczynamy wracac w strone przystani co chwile stajac I robiac zdjecia panoramy o zmroku!Dochodzimy na przystan I przedostajemy sie na Kowloon. Przeszlysmy jakies 15km lekko ale nie dajemy za wygrana I Udajemy sie znow nasza promenada-tym razem wieczorowa pora-dajemy sie skusic na zdjecie ulicznym fotoczarodziejom!
Wracamy znajomymi nam dobrze juz uliczkami ale dalej doskwiera nam glod-niestety po 23ciej nie wszystko jest czynne ,bedac juz w okolicach hostelu decydujemy sie na tzw Chinski bar mleczny!;)
I tu sie cyrk zaczyna gdyz nasza pani kelnerka nie mowi ani w zab po angielsku, a ze nie przyznaje sie do tego I z mina pelna zrozumienia nam przytakuje to zamiast 2 napoi mamy 1 a Olka zamiast 1 obiadu 2! Ja zamowilam spagetti z owocami morza wiec co chwila przelykam jakies nozki lub kawalki osmiornicy czy tez malze! Przy placeniu rachunku jakos nikt sie nie myli wiec placimy w sumie za 3 obiadki I 1 napoj a nie odwrotnie!Wydaje mi sie ,ze ona nam mowila po Chinsku ,ze nie rozumie po angielsku!!!:))))))))))))
Wychodzac z restauracji na wprost nas wyrasta najokropniejszy budynek na swiecie, obskorna ruina,wiec mowie Olce ,ze az dziw ,ze to sie jeszcze nie zawalilo I serio slumsy to bylby komplement I wiecie co sie okazuje…hahahaha…..ze to nasz budynek!Tak zwany przybytek ,ktory bije sie o siodma gwiazdke!Ehh;)
Uwaga!A teraz kolejny komizm sytuacyjny-wracamy do naszej celi I wyobrazcie sobie pani pokojowka(buahahaha) byla posprzatac I wymienic reczniki oraz posciel-to Ci luxusy!
A kangur glob-troter na to :niemozliwe:)!
Ps:Milego dnia bo u nas juz 4 rano!:)
Nastepny dzionek-niestety juz ostatni! :(
Wstajemy po jakis 3 godz snu bo trzeba sie wymeldowac.Co tu ze soba zrobic-lot po 19stej a my mamy o 11stej opuscic hostel. Z calym majdanem-jakies 60 kg decydujemy sie po raz ostatni ruszyc na promenade I tam spedzic te ostatnie godziny pobytu-na dworze skwar I duchota wiec leje sie z nas kiedy maszerujemy z pelnym balastem-na szczescie duzo tu wygod typu windy itp wiec udaje nam sie dobic do knajpki I przy kawie troszke posiedziec. Ok 14stej zbieramy sie na lotnisko-docieramy na tyle wczesnie by zrelaksowac sie na strefie bezclowej-a tu niespodzianka-owa strefa jest raczej strefa wysokich cen:) Ochota na zakupy nam przeszla ale za to idziemy cos przekasic-I nagle Olka jedzac ze smakiem zupe wylawia cala kurza stope:) no I apetyt przechodzi…:)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wow Kaha nie zla macie wyprawke! Gratuluje pomyslu!
Opowiadanie bomba :) No i przygod macie tyle!
Az sie chce do was dolaczyc ;)
Zycze powodzenia i czekam na dalsze opowiesci!
Buzka
xx
ps. no i uwazajcie na siebie!!!
Agata Stepek

Anonimowy pisze...

No... mega mega ;) A dobre slumsy nie sa złe, przecież wy nie jesteście takie damy ;P
Pozdro z Wro gdzie leje i jest zimno i w ogóle pełna jesienna deprecha = trzeba ciągle pić że.
Czekam na nastepne wpisy!
ps. kangur na pełnym rapie!

maria ołdak pisze...

Widze, ze obie skutecznie usunelysmy sie z Londynu:) opisuj, opisuj, moja droga. Udanych podrozy!
sciskam

ps. Maly swiat - z a.stepek chodzilam do klasy!