poniedziałek, 2 lutego 2009

Wszystko co dobre szybko sie konczy

Juz tyle za nami , a jeszcze tyle przed nami!


2 ostatnie tygodnie szkoly byly ciezkie-mialysmy klopoty ze wstawaniem i dojezdzaniem na czas ale udalo sie dotrwac do konca;) Szkole ukonczylysmy z najwyzszymi ocenami- pierszy raz w zyciu zrzucilam przebranie lesera by moc stac sie chwilowym prymusem!;)


Duzo rzeczy dzialo sie w krotkim czasie. Nareszcie byl czas na wspolne wypady na plaze w 20 osob, na przyslowiowe "piwko po pracy", w pracy stworzyla sie ekipa silnie clubbingujaca weekendowo;) Mialysmy mnostwo znajomych z przeroznych zakatkow swiata-w glowie ukladala nam sie powoli trasa odwiedzin-liczy ona prawie wszystkie kraje Europy,Azji i Ameryki pd-takze Katia zaprasza na karnawal do Rio, Francuzi na narty,Koreanczycy do Seulu, Tajlandczycy do Bangkoku itd!Poza tym wiekszosc tych ludzi tez podrozuje tak wiec z niektorymi spotkamy sie w Queensland, z niektorymi w Nowej Zelandii, ktos bedzie w tym samym czasie na Fiji itd... Jak juz powtarzalam setki razy to jest wlasnie najbardziej wartosciowe w calym tym tulaniu sie po tym wielkim a zarazem bardzo malym swiecie!


Niestety ludzie pojawiaja sie znikad i pedza zaraz gdzies dalej -Australia to tylko taki punkt przeciecia sie tras wielu tysiecy skazanych na podroznicza tulaczke istot-taki wybralimy sobie sposob na zycie-kochamy niczym nie ograniczajaca nas wolnosc i wielokulturowosc-kochamy dzika przyrode,wyzwania,doswiadczenia i adrenaline,setki stop-klatek z obejrzanych przepieknych zakatkow swiata przechowywane sa w naszej pamieci, a z kazda kolejna podroza rodzi sie marzenie o nastepnej i nastepnej i nastepnej...dopoki miejsc nie zabraknie-a jesli zabraknie to bedziemy odwiedzac te wczesniej juz odwiedzone;) Mysle,ze stworzylismy sobie swiat wiecznej iluzji z dala od realnych codziennych problemow,z dala od przytlaczajacych wiadomosci ze swiata, swiat ,w ktorym nakazane jest cieszyc sie i korzystac z zycia!


Co jakis czas przychodzil moment pozegnania -nasza kolezanka Francuzka-Sophie wracala do Francji, nasza kolezanka Asaju-Japonka -wyjezdzala na wakacje, Alex-wyjechal pracowac na Fiji, Pauline, Pete i Keith wyjechali do Queensland -kolejne w kolejce do wyjazdu stalysmy MY!-wszystkie te pozegnania wywolywaly strasznie duzo emocji-w zasadzie nie znalismy sie prawie wcale a jednak wydawalo nam sie ,ze za nami lata przegadanych wieczorow! Jednym z najbardziej zaskakujacych pozegnan bylo to z Asaju- 34 letnia Japonka ,z pozoru zimna i zdystansowana jak przystalo na Azjatke zrzucila pancerz i w dzien swojego ostatniego dnia pracy przed urlopem pojawila sie z dwoma kartkami,na ktorych pisala o przyjazniach zawieranych na cale zycie!Kochana Asaju-nie spodziewalysmy sie tego kompletnie!Potem przesiedzialysmy jeszcze ze 2 godzinki w sasiednim pubie sluchajac historii o zyciu w Japonii i co przygnalo ja do Australii, a potem wszystkim 3 szklily sie oczy ...usmiech za to pojawil sie na sama mysl ,ze kolejnym razem spotkamy sie w Tokyo!





W pracy w przedostatnim tygodniu panowal istny sajgon co odbilo sie wyraznie na psychice calej zalogi Showboat! Rozpoczal sie Chinski Nowy Rok a wraz z nim dzien w dzien przez Showboat przewijalo sie 900-set Chinczykow !3 rejsy samych Chinczykow dziennie!To bylo cos nie do opisania-oni zachowuja sie gorzej niz zwierzeta!Pluja harcza mlaszcza-do tego wiecznie na zmiane prosza o zimna lub ciepla wode i w dodatku robia to po chinsku-a my powinnismy ich oczywiscie w pelni zrozumiec bo w koncu to ich jest wiecej na swiecie!Malo tego -na stolach zamiast obrusow zagoscily plachty papieru,szklanki zastapily plastikowe kubki,ze stolow sprzatalismy im przed samym nosem do wielkich czarnych plastikowych workow a po kazdym rejsie nie wiedzielismy w co najpierw wlozyc rece-sprzatania bylo od cholery,resztki krewetek same ogonki tudziez glowki walaly sie po wykladzinie gdzie niegdzie utaplane w masie kremowej z deseru!Do tego przez tydzien na kazdej lunchowej przerwie zmuszeni bylismy jesc chinskie jedzenie-euforia-dzien pierwszy, dalsza ekscytacja-dzien drugi, dzien 3 i 4 stagnacja,dzien 5-mdlosci,dzien 6-polowa przyniosla swoj lunch a druga udawala ,ze jest na diecie;) dzien 7-mowilismy po chinsku okraszajac jezyk roznymi dziwnymi dzwiekami ,parodiujac i nasladujac ich na okraglo majac napady glupawki srednio 3 razy w ciagu 5 minut!A kiedy tydzien dobiegl konca bylismy stlamszeni fizycznie i psychicznie-podliczywszy ,ze za nami 58 godzin spedzonych w towarzystwie Chinczykow,ledwo zyjac-jedyna rekompensate stanowila wyplata!





W naszej imprezowej hacjendzie natomiast w jakims zawrotnym tempie zmieniala sie obsada-co roz ktos sie wyprowadzal -z wlasnej nieprzymuszonej woli lub tez z mniej wlasnej;)i ktos nowy sie wprowadzal-nie bylo juz tak jak wczesniej ale nie bylo i nudno np jednego dnia Pete otworzyl oczy i ku swemu zdziwieniu a raczej przerazeniu ujrzal obok siebie spiaca wlochata istote-i nie byla to sprawa ogolenia sie;)-obok lezal pajak-ptasznik-rozmiaru duzej meskiej dloni! Wlazl sobie po drzewie przez okno! Pete wyrwal z lozka z przerazliwym krzykiem, Keith-owi odebralo mowe z wrazenia!Zaczeli przeganiac owego stwora przerazliwie przy tym halasujac,na to 6 Irlandczykow z sasiedniego pokoju pospieszylo im z pomoca ale jednak nie dali rady wiec robili za gapiow!Stwor wlazl na sufit i rozlozyl sie nabierajac przy tym niewiarygodnych rozmiarow- teraz cala osemka byla przerazona-i nagle pajak spadl z sufitu na podloge i ...zniknal!Przepadl jednym slowem-Pete byl bliski zalamania-zaczynal juz myslec o wyniesieniu wszystkiego z pokoju i spaniu na kanapie w duzym pokoju dopoki potwor nie zniknie!Na to do pokoju weszla 19-sto letnia Brazylijka-Marianna-mala filigranowa dziewczynka, powiedzieli jej co sie stalo a ona ze stoickim spokojem oswiadczyla,ze u nich w Brazylii pajakow sie nie boja...Ku przerazeniu wszystkich wsunela sie pod lozko-oznajmila ,ze odnalazla stwora-malo tego ...zlapala go w reke i...wyrzucila przez okno...jak gdyby nigdy nic...pffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff to byl jedyny dzwiek ulgi jaki wydali z siebie wszyscy prze-dzielni mezczyzni;)) a potem padly wyrazy uznania dla lowczyni pajakow- mowilo sie o tym przez tydzien,dla Peta bylo to nie byle jakie przezycie,dla nas -mieszkancow domu -tez- a Marianna juz dzisiaj o tym nie pamieta;) Trzeba dodac ,ze Pete nie nalezy do najbojazliwszych bo na wlasne oczy widzialysmy jego zdjecia z podrozy po Ameryce Pd, na ktorych to bedac na granicy Brazylii z Boliwia karmil zaprzyjaznionego;) krokodyla zdechla Anakonda-ot taki tam jedynie parometrowy waz i krokodylek!;)






Po ukonczemiu szkoly cieszylysmy sie jak oszalale na sama mysl o tym,ze bedziemy mogly spedzac na plazy kazdy czas wolny od pracy a po pracy balowac do woli;)



Nasza wiza pozwalala nam na prace w pelnym wymiarze godzin przez ostatni miesiac pobytu!Bylo nam potrzebne jak najwiecej godzin pracy by moc zrealizowac kolejne marzenie czyli podroz po wybrzezu Australii! Zrodzil sie kolejny plan ,ktory juz w tym momencie zostaje wcielony w zycie:Queensland- tysiace kilometrow plaz,zalesione gory i setki tropikalnych wysp rozproszonych wdluz Wielkiej Rafy Koralowej w strefie klimatycznej zwrotnika Koziorozca uznawanej na swiecie za "najdoskonalsza"!



11 lutego lecimy z Sydney do Cairns, w Cairns zabukowalysmy campervana by ruszyc jeszcze bardziej na polnoc az do Cape Tribulation-lasy tropikalne a potem zaczac zjezdzac w dol trase,ktora liczy sobie jedynie jakies 2,500 km!Napewno bedzie wesolo!Z Cairns bedziemy zjezdzac w dol zwiedzajac wyspy takie jak Whitsunday Island,Fraser Island i Magnetic Island-a wszystko to otoczone najwieksza najbogatsza i najciekawsza rafa koralowa na swiecie-pelna przyjaznych delfinow i troszke mniej przyjaznych rekinow!



Nastepnie udamy sie az ponizej Brisbane do Surfers Paradise,Byron Bay i Noosa Park, potem wrocimy do Brisbane i 22 lutego czeka nas powrotny lot z Brisbane do Sydney!



Nasluchalysmy sie wielu krwawych historii pochodzacych z tamtych rejonow ale i to nie bylo w stanie nas zatrzymac!Przygotowanie do wyprawy wymagalo dokladnego rozpisania trasy na poszczegolne dni i godziny-czas mialysmy bardzo ograniczony tak jak i budzet ;))a plan napiety!Poza tym znajac nasze szczescie to napewno cos nam sie przydazy wiec obysmy nie musialy np. reperowac same fury na pustkowiu zdane na kobieca intuicje bo z ta to roznie juz bywalo-czytaj: swietna czujka co do hosteli;)))


Czeka nas bardzo ciezki weekend-jutro pozegnalne "party" z ludzmi z pracy, pojutrze caly dzien BBQ i plazowania z ludzmi z domu a potem 3 dni na dojscie do siebie i Kaha z Ola wyruszaja w poszukiwaniu kolejnych przygod!....



... i juz po weekendzie;)ojjjjjj ciezko bylo....nadal jest;)

temperatury w weekend siegnely 40stu stopni -bylo upalnie a my zasuwalysmy ostatni juz raz do pracy- ten dzien byl zupelnie inny od wszystkich w pracy- na obu lajbach panowal kompletny kociol- ja pracowalam na showboat 1 -na rejsie czarterowym-Ola na showboat 2- 2 rejsy.

Na showboat 1 brakowalo wszystkiego poczawszy od cukru po zielenine do obiadu i na dodatek sok pomaranczowy skonczyl sie po godzinie, na showboat 2 system pomieszal wszystkie zamowienia i na 1 stolik 2 osobowy przypadaly 4 dania!Paranoja! Przycumowalismy okolo polnocy...ostatni raz rzucilam okiem na wszystko i zdalam sobie sprawe jak cholernie mi tego bedzie brakowac a najbardziej ekipy-ludzi ,z ktorymi zdarzylam sie zzyc...

Wszyscy udalismy sie do pubu naprzeciwko, w ktorym to bylismy stalymi bywalcami przy okazji wszelkich urodzin i pozegnan kogos z zalogi. Na pozegnalna impreze zaprosilysmy jeszcze pare osob z poza pracy,ktore znalysmy jeszcze z poczatkow pobytu w Sydney. Ku mojemu zaskoczeniu pojawil sie nasz przyjaciel Kolumbijczyk i ...Agata...kolezanka jeszcze z lat licealnych,z ktora widzialam sie ostatni raz na jakims obozie 12 lat temu- udalo mi sie ja namierzyc w ostatnim momencie -takie spotkanie po latach w tak odleglym miejscu to istna frajda! Po paru piwkach pozegnalysmy sie z cala zaloga i juz w okrojonym skladzie udalismy sie do klubu...

...niedziela rano- mielismy cala ekipa z domu udac sie na plaze na Manly i tam pogrilowac i poleniuchowac caly dzien- z rano zrobilo sie popoludniu gdyz nie dalismy rady wstac ale i tak nalezy uznac to za sukces, "grupa internationale" wyruszyla o 13stej z domu w skladzie :4 osoby z Izraela, para Wlochow i my!Potem dolaczylo do nas jeszcze 2 Niemcow- a wlasciwie 1,5 bo 1 w polowie jest Polakiem;) i nasz kumpel z Brazylii! W takim skladzie nie moze nie byc wesolo!Zaczelismy spokojnie-czesc grala w pilke ,czesc plywala,czesc sie opalala wieczorem rozleniwilismy sie tak ,ze z obiecanego grilowania nic nie wyszlo wiec kupilismy gotowe jedzenie i napoje wysokoprocentowe;) Impreza sie rozkrecila, duzo bylo smiechu ,skonczylo sie moja i Oli kapiela w oceanie o 23ciej a potem ledwo zdazylismy na prom- cala droge powrotna humory mielismy rewelacyjne wiec nie przestawalismy sie smiac ani na moment-ciezko to opisac ale sami wiecie ,ze duza ekipa w nastrojach imprezowych oznacza ,ze zawsze cos sie wydarzy ;)
Po dotarciu do Circular Quay spotkalismy jeszcze 2 Francuzow od nas z domu i naszego kumpla ze szkoly-wiec zrobilo sie jeszcze zabawniej!Weekend nalezal do bardzo udanych-bedzie co wspominac!;)
...dzisiaj podejmujemy proby pakowania sie ale idzie nam to strasznie -zbyt skomplikowane zajecie po takim weekendzie-jutro ostatni wypad do miasta i czas udac sie w podroz po wybrzezu...